Agnieszka, wycinka brzózek jako chwastu - jak najbardziej ok, co do parku linowego - porażka jeśli będzie to na Gozdnicy .
Co do tytułu to ta górka nie jest Twoja ;-), możesz być jedynie jej "opiekunką" jak Zbyszek ze Ślężą , czyszcząc źródełka i schodki zapomniane przez turystów .
Te górki nigdy nie należały ani do kościoła ani do ludzi - władały nimi złe i dobre moce , a były domem zwierząt i duchów , luzie byli czasowo ich "lokatorami" .
Pochodziłem wczoraj po okolicy, sporo nowego odsłonił brak śniegu i wprawne oko plus zwykły przypadek .
Moja jest góra, moje jest morze i każde miejsce które kocham, ale jest to na zasadzie tych moich miejsc, gdzie zawsze będę wracać , i dobrze się czuję. W dodatku, tego szczęścia nikt mi nie odbierze, bo to jest "mój świat". A z drugiej strony, to nic nie jest nasze , nasza planeta, bo tak się mówi, czy jest nasza? Nasz kraj? Ja nie mam z tym problemu, nie mam tak naprawdę nic i dlatego nic nie jest moje , a zarazem wszystko jest :) Ot tak :) Nie biegam po Gozdnicy krzycząc że jest moja heh , poznałam jednak zasady tu panujące , i czy góra jest domem zwierząt , duchów, za chwilę ktoś kto naprawdę myśli że może wszystko, zrobi z nią co będzie chciał. Czas żeby urzędnicy poczuli , że ktoś patrzy im na ręce. To już nie latanie z kijem i wmawianie sobie bycie opiekunem.
Bardzo się cieszę, że i Ty wracasz na Gozdnicę, czyli temat chwycił :)
Agnieszka , Gozdnicę zostawiam archeologom, odnośnie "strażnika góry" z kijem jak piszesz to sprawa jest bardziej zawiła niż się wydaje, góra zawsze miała "opiekuna" , zawsze był to mężczyzna, tradycja sięga kilka setek wstecz. Zbyszek jest,a raczej był ostatnim ...oby nie
Agnieszka, wycinka brzózek jako chwastu - jak najbardziej ok, co do parku linowego - porażka jeśli będzie to na Gozdnicy .
OdpowiedzUsuńCo do tytułu to ta górka nie jest Twoja ;-), możesz być jedynie jej "opiekunką" jak Zbyszek ze Ślężą , czyszcząc źródełka i schodki zapomniane przez turystów .
Te górki nigdy nie należały ani do kościoła ani do ludzi - władały nimi złe i dobre moce , a były domem zwierząt i duchów , luzie byli czasowo ich "lokatorami" .
Pochodziłem wczoraj po okolicy, sporo nowego odsłonił brak śniegu i wprawne oko plus zwykły przypadek .
Moja jest góra, moje jest morze i każde miejsce które kocham, ale jest to na zasadzie tych moich miejsc, gdzie zawsze będę wracać , i dobrze się czuję. W dodatku, tego szczęścia nikt mi nie odbierze, bo to jest "mój świat". A z drugiej strony, to nic nie jest nasze , nasza planeta, bo tak się mówi, czy jest nasza? Nasz kraj? Ja nie mam z tym problemu, nie mam tak naprawdę nic i dlatego nic nie jest moje , a zarazem wszystko jest :) Ot tak :) Nie biegam po Gozdnicy krzycząc że jest moja heh , poznałam jednak zasady tu panujące , i czy góra jest domem zwierząt , duchów, za chwilę ktoś kto naprawdę myśli że może wszystko, zrobi z nią co będzie chciał. Czas żeby urzędnicy poczuli , że ktoś patrzy im na ręce. To już nie latanie z kijem i wmawianie sobie bycie opiekunem.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że i Ty wracasz na Gozdnicę, czyli temat chwycił :)
Agnieszka , Gozdnicę zostawiam archeologom, odnośnie "strażnika góry" z kijem jak piszesz to sprawa jest bardziej zawiła niż się wydaje, góra zawsze miała "opiekuna" , zawsze był to mężczyzna, tradycja sięga kilka setek wstecz.
OdpowiedzUsuńZbyszek jest,a raczej był ostatnim ...oby nie
No i fajanie, miły z niego gość :) W końcu usiadłam mu na głowie :) A chodzi mi o inny problem, jeśli Zbychu poradziłby coś na to , byłoby ekstra.
OdpowiedzUsuń